- Wiesz, mam dosyć lekki sen - odparłem nadal trzymając ją za biodra. Zabierz z niej te ręce. Lekko pociągnąłem ją w dół, aby usiadła obok mnie.
- Czyli zawsze jesteś taki czujny? - zaśmiała się, raczej z nerwów niż z rozbawienia. Opadła obok mnie, siadając na skraju kołdry.
- Powiedzmy. Po prostu... mam problemy ze snem - przyznałem.
- A co masz koszmary? - uniosła brew.
- Nie lubię pytań.
- Bo?
- Bo one wymagają zaangażowania - puściłem wzrok. - A angażowanie się jest do dupy, w końcu ludzie i tak odchodzą.
- O rodzinie też tak myślisz? - zmarszczyła brwi.
- Mój ojciec uciekł jak tchórz, kiedy urodziła się moja młodsza siostra - odparłem beznamiętnym głosem i podniosłem na nią oczy. - Tak. Myślę tak o wszystkich. Jeszcze nie znalazł się nikt to by wybił mi to z głowy... chyba że Rose.
- Kto?
- Moja młodsza siostra - miałem wrażenie, że odetchnęła... z ulgą? Wrażenie. - Ma osiem lat. Jesteś w sumie do niej podobna, obie chcecie mnie ustawiać jak się wam podoba - wykrzywiłem usta w szczerym uśmiechu. Obie jesteście ładne.
- Chyba ją bardzo kochasz...
- Może powiedzieć, że bardziej niż siebie - westchnąłem. - A ty?
- Co ja? - zdziwiła się.
- Masz rodzeństwo?
- Nie - spuściła głowę.
- Żałuj - zaśmiałem się, a co dostałem w ramię. - Boli!
- Ma boleć... i żałuję.
- Hej mała - uniosłem jej głowę, aby na mnie spojrzała. Co ona ze mną robi? No idiota, no. - Nie smuć się.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale - przerwałem jej. - Za ładna jesteś, żeby się smucić.
- To co, jak jestem smutna, to już nie jestem ładna? - odparła, jej oczy były ogromne. Przerażone? W sumie jest w moim pokoju, nie może wrócić do siebie, a ja zaczynam takie rzeczy jej prawić.
- Znaczy... odpowiedziałbym, ale wtedy chyba uciekłabyś z krzykiem - uśmiechnąłem się, a ona zaczęła cicho chichotać. - Tak mówiłaś o tych gwiazdach, to może chcesz je zobaczyć?
- Zimno jest - odparła obejmując się rękoma. Westchnąłem i podszedłem do szafy, z której wyciągnąłem dwa swetry jeden dla mnie, a drugi dla niej. Po chwili bezceremonialnie ją w go ubrałem, aby następnie owinąć ją kołdrą.
- Już ciepło? - zaśmiałem się.
- Jesteś niemożliwy - prychnęła.
- Najwyżej troskliwy i pseudo romantyczny, ale nie będę się kłócił o drugiej w nocy, bo zaraz któreś z nas zacznie krzyczeć.
- No dobra, chociaż pseudo romantyku - zachichotała. Po zręcznej akcji wydostania się przez okno na zewnątrz, ulokowaliśmy się na najbliższej ławce, ponieważ trawa była pokryta rosą. Siedzieliśmy obok siebie, a ja wskazywałem Arianie gwiazdozbiory. W pewnym momencie zauważyłem, że jej oczy się zamykają.
- Skąd znasz gwiazdy? - zapytała mając przymknięte oczy.
- Kiedyś pytała mnie o nie Rose, więc dla niej się tyle o nich nauczyłem - pokiwała głową i coś mruknęła. - Ari?
- Tak? - szepnęła.
- Chodź, nie przeniosę cię przez okno - odparłem, pokiwała głową. Zasnęła. Westchnąłem i delikatnie ją podniosłem. Stanąłem przed oknem. Jak mam ją przenieść? Wpadłem na ryzykowny pomysł i najdelikatniej jak potrafiłem, przerzuciłem ją sobie przez ramię. Z niemałym trudem wniosłem ją do środka. Po czym położyłem ją na moim łóżku i okryłem kocem. Sam położyłem się na podłodze. Tak było lepiej, Wyszedłbym jeszcze na kogoś, kto wykorzystuje tą sytuację. Nie chciałem żeby tak pomyślała. Chciałem zasłużyć na nią, a nie zdobyć siłą. Ułożyłem się wygodnie i długo leżałem patrząc w sufit i myśląc o tej całej sytuacji. To wszystko jest dziwne, ale... miło, że tutaj jest i nie uciekła z krzykiem ode mnie.
Ariana?
Chyba nie jest najgorzej