piątek, 30 czerwca 2017

Od Blue


Obudziło mnie szturchanie mokrego, zimnego nosa Zu w rękę. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Od razu usłyszałam ciche uderzanie pazurów o podłogę i koło łóżka pojawiła się reszta psiego stada.
- Cześć - przywitałam się z futrzakami, a w odpowiedzi zostałam zasypana "buziakami" od czwórki moich podopiecznych.
Wstałam i ogarnęłam się, zakładając pomarańczowy top, czarne spodenki i buty do biegania. Podeszłam do szafy, z jednej z szuflad wyjmując szelki dla Tess, Iris i Gira oraz pas do biegania z psami. Założyłam zwierzakom szelki, a Tess również kaganiec, na wypadek gdybyśmy spotkali jakieś obce psy.
Wyszłam z trzema psami na zewnątz, zostawiając Zu w pokoju, i zapinając psy do pasa, wydałam im komendę oznaczającą początek treningu. Tess i Iris wyrwały do przodu, a po chwili dołączył do nich Giro, dając z siebie 200%. Bieg z trzema ciągnącymi mnie psami był bardzo dynamiczny i niestety nie zauważyłam w porę, że ktoś akurat wyszedł zza rogu burynku ktoś wychodzi. Nie zdążyłam zareagować i skończyło się na zderzeniu. Przewróciłam się i zostałam przeciągnięta kilka metrów zanim udało mi się zatrzymać psy. Kiedy się podniosłam, podeszłam do osoby, z którą się zderzyłam.
- Wszystko w porządku? - spytałam.

<ktoś odpisze?>

Od Dylana C.D. Ariany

Co za bezczelna osóbka... No dobra, może miałem przez krótką chwilę taki plan, ale przecież nie zostawię jej na pastwę tego idioty od matmy. Kiedy wyczuwał, że ktoś sobie z czymś nie radzi, rzucał się na niego jak rekin ludojad. Na szczęście ja byłem... Po prostu byłem dobry z tego przedmiotu. Przewróciłem oczami.
- Chciałabyś, co? - po chwili, złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę akademika. Jednak zaraz ją pościłem. - Przodem.
- Ej! Uważaj sobie - warknęła. - To, że jesteś trochę silniejszy nie znaczy, że możesz mnie popychać.
Popychać... To cholernie dziwne, że nagle to słowo wydało mi się bardzo dwuznaczne. Mniejsza z tym.
- Przepraszam bardzo delikatną księżniczkę, ale im szybciej zaczniemy, tym krócej będzie cię nękał - wytłumaczyłem. - Jasne?
- Ciemne - prychnęła, zatrzymując się.
- Mam cię zanieść? - zapytałem lekko zdenerwowany. Spojrzała na mnie śmiertelnie poważnie.
- Wolałabym... nie - cofnęła się o krok. Przewróciłem oczami.
- Chodź... albo... Właściwie to rób co chcesz - mruknąłem i ruszyłem przed siebie.
- Właściwie to dlaczego chcesz mi pomóc?
- Zdziwisz się, ale czasem też mi kogoś szkoda. Jestem dobry z matmy. Prawdopodobnie nie do końca trafia do ciebie to, co nauczyciel mówi, bo to trafia do pojedynczych osób. Ja ci wytłumaczę to tak, że będziesz miała same szósteczki. Chyba, że wolisz nie zdać - uśmiechnąłem się wrednie.
- Wielki wybawiciel...
- O przepraszam, uratowałem cię od ośmieszenia, więc proszę mi tutaj z sarkazmem nie wyskakiwać - zaśmiałem się.
- Przepraszam - odparła cicho. Ona... ona mnie... przeprosiła? Dawno nikt mnie nie przepraszał. Dawno nikt nie zważał na moje uczucia poza matką i siostrą. Właściwie... to chyba nikt nigdy nie zaważał poza nimi. A ja? Ja się z niej śmiałem. Uważałem za zagrożenie, bo powoli zaczęła mnie uzależniać od swojego widoku, swoich oczu. Idiota. Jesteś idiotą Miles! A może i nie... Ja... nie wiedziałem. Po prostu ona mnie przyciągała.
- Ja... - spuściłem głowę, tylko nie zacznij się czerwienić. - Ja też przepraszam... To co, pomóc czy nie chcesz?

Ariana?

Od Annink

- Hej, zaczekaj! – krzyknęłam za oddalającą się w biegu dziewczyną, by następnie tupnąć ze złości. Tuż po zajęciach z gimnastyki nieco się zagapiłam – nieopatrznie położyłam swój wisiorek na zielonej spódniczce niskiej blondynki, a ona, bez żadnego rozglądania się, wsadziła wszystko, wraz z moim mieniem, do swojego plecaka i truchtem uciekła na następne zajęcia. Nie miałam pojęcia, kim jest, ani jakie ma następne lekcje – reszta uczennic zdążyła się udać w inne strony szkoły nim ja się przebrałam, więc nawet nie miałam szansy nikogo zapytać o imię złodziejki! Rozjuszona, nieco złorzecząc pod nosem, złapałam za swoją torbę i ruszyłam w kierunku, w którym udała się blondynka. Ten wisiorek był dla mnie ważny – dostałam go od przyjaciółki z Finlandii, nim jeszcze wyjechałam do akademii. Przedstawiał kwiat dwie turkawki – dosyć znany i oklepany symbol przyjaźni, jednak dla mnie miał wielkie znaczenie. Dlatego – nie odpuszczę, póki go nie odzyskam! Zaczęłam swe poszukiwania od biblioteki – znajdowała się najbliżej szatni, więc najłatwiej było ją sprawdzić. Cichutko otwierając drzwi, by nie narazić się bibliotekarką, szybko zerknęłam na najbliższe stoły – siedziały tam dwie dziewczyny, chichoczące do siebie i wskazujące na niskiego bruneta, który był zbyt zajęty lekturą pokaźnego tomiszcza historycznego, aby móc zwracać uwagę na otaczający go świat. Niestety, ni widu blondyneczki. Z westchnieniem weszła do środka i podeszła bliżej rozgadanych pierwszoklasistek.
- Cześć. Nie widziałyście tu może jakiejś blondynki, tego wzrostu i z plecakiem – kotem? – zagadałam do nich bezpośrednio, nie chcąc się zbytnio rozgadywać. Na zajęcia z historii już nie zdążę, ale nie miałam zamiaru opuszczać biologii! Dziewczyny spojrzały na mnie, lekko urażone tym, że przeszkadzam im w obserwowaniu ich ,,wybranka serca’’ i zbyły mnie krótką odpowiedzią.
- Nie. Nikogo takiego nie widziałyśmy.
Nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, poczęły od nowa obgadywać nieszczęsnego chłopaka. Zirytowana ich nieprzydatną odpowiedzią, postanowiłam, że popsuję im nieco szyki. Zgrabnie podeszłam do chłopaka, udając zainteresowanie leżącymi obok niego książkami od fizyki i… pociągnęłam go za najbliższą półkę z książkami.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz? – odepchnął mnie gwałtownie, jednak pozostał schowany za książkami – Oszalałaś?
- Wyświadczam ci przysługę – odpowiedziałam szeptem, lecz kąśliwie, nieco zrażona jego gniewną reakcją. Ludzie zazwyczaj reagowali zaskoczeniem, nie złością – Pierwszoklasistki posiadają już zapewne cały album z twymi zdjęciami, nie mówiąc o tym, co pewnie piszą o tobie w swych pamię…
- Niezbyt mnie to obchodzi – chłopak spojrzał na mnie ponuro. Dopiero teraz zauważyłam, jakie ma wory pod oczami. Czyżby czekał go jakiś większy test historyczny i spędził całą noc nad datami?
- Ej, czekaj chwilę – złapałam go za rękaw i tym razem nie zostałam gwałtownie odepchnięta, a jedynie uciszona przez stojącą nieopodal bibliotekarkę. Zniżyłam głos i zapytałam – Nie widziałeś może tutaj blondynki, niskiego wzrostu i z plecakiem w kształcie kota?
Brunet spojrzał na mnie jak na wariatkę. Ściągnęłam usta w ciup, nadąsana i dodałam:
- Nie mów, że i ty jej nie widziałeś…
- Nie, nikogo takiego nie widziałem – odburknął, schował do torby czytaną wcześniej przez niego książkę i wyszedł z biblioteki, nawet nie odwracając się w moja stronę. Fuknęłam ze złości pod nosem – w końcu chciałam go ustrzec przed napaścią przez pierwszoklasistki i oczekiwałam co najmniej słów podziękowania! – i uderzyłam pięścią w półkę z książkami. Na moje nieszczęście… Obszerne tomy dotyczące dzieł twórców romantycznych były źle poukładane i jedno po drugim pospadały na moje biedne, chude ramionka. Z zaskoczenia nawet nie wydałam żadnego dźwięku, jedynie przykucnęłam przy podłodze. Ktoś jednak usłyszał dźwięk upadających książek i wyjrzał zza regałów.
- Żyjesz? – nieco rozbawiony głos zabrzmiał tuż zza moimi plecami.
- Chyba tak…
Ktoś? c:

Od Ariany CD Dylana

- Ja? Skąd. Zwyczajnie cię nie znam - zaśmiałam się.
Mimo, że taki ze mnie odludek, to jak już się rozkręcę, to potrafię się wpasować do każdego. Taki kameleon.
Mogłabym przysiąc, że znowu wywrócił tymi swoimi oczami. Dziwnie się czułam z tym człowiekiem...spotykamy się zaledwie drugi raz w życiu, a ja mam wrażenie, że znamy się od zawsze. Jakby...nie, to chore. Nie wierzę w reinkarnację i te sprawy. Śmiechu warte.
Wiele rzeczy da się naukowo wyjaśnić. No, oprócz mojego wrodzonego talentu do jazdy konnej, gdzie instruktorka była w szoku, że dwunastolatka z miejsca potrafiła sama galopować. I łatwość, z jaką przychodzi mi francuski...ah, gdyby magia istniała to wiele rzeczy byłoby łatwiejszych. Na przykład taka matematyka.
***
Chłopak odprowadził mnie pod same drzwi.
- Muszę się zamknąć na kluczyk, żeby mieć pewność, że mnie w nocy nie napadniesz? - zapytałam, pozornie bezpieczna już za progiem swojego pokoju.
Chłopak w dwóch krokach znalazł się przy drzwiach, blokując je stopą.
- Wejdę oknem - powiedział znów ze śmiertelną powagą, po czym wyszczerzył się, zabierając nogę.
***
Czwartek minął mi dość szybko. Tylko ostatnia lekcja się dłużyła...matma. Nauczyciel chyba się na mnie dosłownie uwziął. "Jakim cudem pani tu wylądowała, panno Sheeran?". A takim, że kiedy nie uczył mnie osioł, spokojnie miałam czwórkę. Teraz grozi mi chyba jedynka.
Zrezygnowana nie udałam się od razu do swojego pokoju, musiałam odsapnąć i wyrwać się od tego wszystkiego. Dlaczego już czwartego dnia wszystko mnie przytłacza?
Z oddali zobaczyłam wysokie drzewa. To musi być miejsce, w którym przedwczoraj byłam z tym chłopakiem...Dylanem. Od razu skierowałam tam swoje kroki.
Gdy wyszłam na niewielką polanę, która oświetlona była ciepłym słońcem, znów zachciało mi się żyć. Dla zabawy przechadzałam się między roślinami, zgadując ich nazwy. Przyłapałam się na tym, że wypowiadam je na głos.
- Gdybyś znała się tak na matematyce, życie nas obojga byłoby prostsze - mruknął mi ktoś tuż za plecami.
Błyskawicznie odwróciłam się, zamachując się prawym sierpowym na intruza. Mój cios został z łatwością sparowany.
- Spokojnie, to tylko ja...albo aż ja - granatowe oczy błysnęły wesoło.
- Nie strasz mnie tak, mało cię nie skasowałam.
Dylan wywrócił oczami. Przysięgam, że jeśli jeszcze raz to zrobi, to serio go skasuję.
- Mam być twoim korepetytorem z matmy
- Ż-Że co? - w pierwszym odruchu mnie zatkało
- Tak się składa, że ktoś tam widział nas na stołówce i stwierdził, że idealnie nadaję się do tej roboty - mruknął niezadowolony
- Ah - westchnęłam ze zrozumieniem - Więc nazmyślać profesorowi, że jesteś super nauczycielem i "radź sobie sama" taa?
Tylko przez chwilę liczyłam na to, że faktycznie mi pomoże przejść to piekło zwane matematyką.

[Dyll?:3 zaskocz mnie bejbe]

Od Ariany CD Rorrey'a

Zeszłam do jadalni na kolację lekko spóźniona. Jako ostatnia stanęłam w kolejce po danie, które składało się z naleśników polanych czekoladą. Mm, palce lizać. Gdy już dostałam swoją porcję, odwróciłam się z zamiarem posadzenia tyłka pod ścianą, przy "moim" stoliku. Niestety, było już zajęte. Sama jestem sobie winna, te moje spóźnialstwo...
Nagle spostrzegłam znajomą, ciemną czuprynę. Szybka decyzja. Dosiadłam się do Rorrey'a.
- Widzę, że musisz być wyjątkowo głodna.
Spojrzałam na swój talerz. Czy w dzisiejszych czasach dziewczyna nie może zjeść pięciu naleśników z czekoladą? Co za dyskryminacja.
Ze spokojem zabrałam się za konsumpcję, kiedy nagle mnie olśniło.
- Smacznego - powiedziałam, a kropelka czekolady wypłynęła mi na usta.
Szybko zasłoniłam twarz dłonią, wycierając czekoladę. Spodziewałam się...w sumie nie wiem nawet, czego...ale na pewno nie tego, że zacznie się śmiać. Ale nie jakoś złośliwie, tylko tak serdecznie.
- No bardzo śmieszne - parsknęłam wesoło.
- No dobra, przepraszam. Smacznego.
Reszta kolacji upłynęła nam w zgodnym milczeniu. Przyznam szczerze, że miło dla odmiany było nie jeść samotnie. Zawsze miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią i mnie oceniają. Jedzenie w grupie było lepsze.
- Dzięki za dzisiaj, cześć - powiedziałam na odchodnym.
Powinnam powiedzieć "Dobranoc" czy coś w tym stylu, ale jakoś nigdy nie przechodziły mi przez gardło takie zwykłe słowa. Bo wtedy zaczęłabym się przyzwyczajać, zaczęłoby mi zależeć...a to się zazwyczaj źle kończy. Może dramatyzuję, ale lepiej być ostrożnym.

[Rorrey?:p]

Od Anastazji

W końcu wszystkie lekcje się skończyły i jest weekend. Niby mnie nie meczą te lekcję, ponieważ się ucze bardzo dobrze ale nie lubię na nie uczęszczać. Wróciłam do swojego pokoju tam zostawiłam torbę i wyszłam. Gdy przechodziłam między korytarzami zaczepiła mnie bibliotekarka.
- Dzień dobry Anastazjo - powiedziała
- O dzień dobry - odparłam
- Słuchaj mogła byś zanieść książki do biblioteki bo ją akurat teraz nie mam jak - powiedziała
- Tak pewnie, pomoge - oznajmiłam - Gdzie są te książki?
- W sali chemicznej - oznajmiła
- Dobrze zaraz je przyniose do biblioteki- rzekłam
Skierowałam się do pracowni chemicznej. Rzeczywiście były tam książki.
- O kurde - powiedziałam, gdy je zobaczyłam
Jakoś wzięłam wszystkie książki i zaczęłam się kierować do biblioteki. Przez sterte książek nie widziałam gdzie ide, więc szłam na wyczucie. Nagle poczułam jak ktoś we mnie wpada. Upadłam na plecy a wszystkie książki poleciały na mnie. Obolała przetarłam ręką twarz. Spojrzałam na rozrzucone książki
- Mógł byś uważać - powiedziałam patrząc na chłopaka
Wstałam jakoś i zaczęłam zbierać książki.
Rorrey? Ktoś?

Od Mickey'a

Nie ma to jak po skończonych lekcjach wpatrywać się w cudowny, jakże ciekawy sufit swojego pokoju, czyż nie? Szkicownik leży za daleko, gitara tak samo... No, ale nie będę bez sensu leżał na łóżku jak jakiś... Ziemniak czy coś. Może warto wyjść na zewnątrz do ludzi.
- W sumie to nie taki zły pomysł - mruknąłem do siebie.
Z ledwością zwlokłem się z łóżka i zacząłem szukać klucza od pokoju, telefonu i słuchawek. Oczywiście znaleźć coś w tym moim bałaganie graniczy z cudem. W końcu go znalazłem i wychodząc zamknąłem drzwi. I teraz pytanie brzmiało: dokąd iść? Do baru czy do parku... Obydwa miejsca fajne i jest co porobić. Życie jest złem. Włączyłem pierwszą lepszą playliste i założyłem słuchawki. Muzyka, cudowny wytwór ludzkości. Zamknąłem oczy żeby rozkoszować się solówką na gitarze kiedy na kogoś wpadłem. Zdezorientowany szybko spojrzałem na owego osobnika.
(Ktoś, coś?)

Nowy

Mickey Dime

czwartek, 29 czerwca 2017

Od Dylana C.D. Ariany

- Wyglądasz na wybitnie przestraszoną - odparłem śmiertelnie poważnie, skrzyżując ręce.
- Co? Nie... - prychnęła. Musiałem przyznać jedno, to światło tej cholernej latarni sprawiało, że wydawała się jeszcze ładniejsza. Kiedy spacerowaliśmy, miałem trochę czasu, aby się jej przyjrzeć. Taki trochę niziołek, drobna, ale kobieca. Ktoś by mógł jej zarzucić, że nie ma biustu, jednak ja nie zwracałem na to aż tak dużej uwagi. I te oczy... No cholera ładny były. Takie... kawowe. Nie potrafiłem znaleźć innego porównania, ponieważ podświadomie myślałem o tym, że chętnie napiłbym się kawy. Działała na mnie tak usypiająco. W przeciwieństwie do innych.
- Widzisz... takie atrakcje to zapewniam raczej w związkach, więc teraz co najwyżej, to mogę albo cię wepchnąć w krzaki, albo rzucić ci się do nóg - zaśmiałem się.
- Dopiero w związku, mówisz, szkoda - zaczęła się droczyć. Podszedłem pod niej spojrzałem w dół, a ona lekko zadarła głowę.
- Nie kuś mała prowokatorka - odparłem ponownie poważnie.
- To miało być ostrzeżenie, tak?
- Coś w tym rodzaju...
- Czyli jednak to prawda - rzuciła cofając się o krok i ruszając dalej alejką.
- Jaka prawda? - zdziwiłem się. - O czym?
- O tym, że jesteś dziwny i nie powinnam do ciebie podchodzić...
- Pani Fitz - prychnąłem. - No tak, mogłem się spodziewać. Skoro jestem taki dziwny i niebezpieczny, ponieważ podejrzewam, że tak też mnie określiła, to chodź odprowadzę cię na twoje piętro, aby nie wiedzieć gdzie mieszkać i nie przyjść cię udusić w nocy.
- A czy ja powiedziałam, że się boję?
- A czy ja powiedziałem, że zacząłem straszyć? - po chwili wybuchnąłem śmiechem i dołączyłem do niej. - Znasz tego miłego pana stróża?
Przewróciłem oczami i nie odpowiedziałem. Jak ja nienawidzę pytań... Dziewczyna czekała na odpowiedź, widziałem to w jej postawie. Kątem oka mogłem zauważyć jej twarz odwróconą w moją stronę. Wolałbym, aby nie zadała tego pytania. Więc jak genialny Miles wybranie z takiej sytuacji? Zadając pytanie.
- To... wracamy już? Jest pewnie późno, a ty nie wyglądasz na ćmę - rzuciłem.
- A ty?
- Zawsze zadajesz tyle pytań? - zmarszczyłem brwi.
- Zazwczyja nie.
- Aha, więc to bonusowa tortura specjalnie dla mnie - przewróciłem oczami. - Cierpię na takie coś, co jest znane jako bezsenność. Zdążyłem się przyzwyczaić do tego, że śpię po dwie godziny.
- To niezdrowe.
- Całe życie jest niezdrowe... a skoro tak twierdzisz, to powinniśmy koniecznie wracać, zanim zabijesz mnie tymi pytaniami.
- Chyba nie lubisz być o coś pytany, co?
- Właśnie o tym mówiłem - westchnąłem. - Po prostu się przyznaj, że robisz to specjalnie.

Ariana?

Od Ariany CD Dylana

Cichutko przekradałam się korytarzami akademika. Cholera, dlaczego musiałam zapomnieć tej cholernie maści? Żadne drzwi nawet nie zaskrzypiały. Przesuwałam się w martwych punktach nielicznych kamer. W sumie było chyba tylko kilka na cały budynek, raczej byliśmy obdarzeni zaufaniem. Co innego na zewnątrz...pewnie nawet w krzakach przed bramą mają monitoring. Wejście do kuchni "od kuchni". Dzięki znajomości z panią Fitz szybko odnalazłam to, czego było mi trzeba. Zabrałam tubkę i znów ruszyłam z powrotem do pokoju.
- Chcesz mnie za... - usłyszałam nagle dość znajomy głos - ...bić? Co ty tutaj właściwie robisz o tej porze?
Spojrzenie granatowych oczu w świetle latarnii przy drodze mierzyło mnie oskarżycielsko. Ale nie straciłam fasonu.
- Nie mogłam spać i...czegoś stąd zapomniałam. Nie powinno Cię to chyba interesować - powiedziałam wesołym tonem
- Aha - mruknął
- A ty? - skrzyżowałam ręce na piersi, zapominając o poparzonej dłoni.
Z trudem powstrzymałam syknięcie, które cisnęło mi się na usta z bólu. Cholerna herbata.
- Czy to przesłuchanie?
- Ja powinnam zadać to pytanie.
Lekko mnie rozbawił tym wszystkim. Nigdy nie umiałam się zbytnio na nikogo gniewać...no, chyba że naprawdę mam powód. A na pewno nie są nim przekomarzanki w nocy o północy.
- A teraz pozwolisz, że już pójdę...- zaczęłam iść w kierunku pokojów
- Poczekaj - usłyszałam za sobą.
Nie musiałam się odwracać, po chwili usłyszałam jego kroki, które niemal całkowicie tłumiły drogie dywany.
- Nie wiem nawet, jak się nazywasz.
- Ty pierwszy.
- Hę?
- Też nie mam pojęcia, jak się nazywasz Miles - zaśmiałam się.
Kątem oka zauważyłam, jak pochyla głowę, uśmiechając się. Jego idealnie białe zęby odznaczały się w półmroku.
- Dylan, Dylan Mortensten.
- Ariana, ale karcąc się w myślach zazwyczaj mówię do siebie "Ari".
Nawet nie zauważyłam, kiedy rozmowa jakoś sama się potoczyła i wkrótce nie przemierzaliśmy korytarzy, tylko nieoświetloną, zapomnianą dróżkę nieopodal internatu. Tak, w nocy. Z jakimś kolesiem przed którym przestrzegała mnie pani Fitz. Cudnie. W co ja się pakuję?
- Ale nie zgwałcisz mnie i nie zostawisz w lesie? - zaśmiałam się
- Jeszcze nie wiem - odrzekł z tak śmiertelną powagą, że na moment stanęło mi serce.
No, jaki śmieszek z niego...albo pani Fitz miała rację. Odgoniłam od siebie te głupie myśli. Nie każdy facet to potencjalny gwałciciel. Niemal na głos roześmiałam się ze swoich durnych rozmyślań.

[Dyll?xD Odwala mi trochę już chyba]

Od Dylana C.D. Ariany

Dlaczego cały dzień nie mogłem się skupić? Coś w tym pożegnaniu było dziwnego, tak samo jak we wzroku pani Fitz... Wszystkie lekcje mijały mi tak samo, czytaj na cholernym nudzeniu się. Czasem przychodzą takie dni, kiedy masz wrażenie, że już miałem ten temat, a z moją pamięcią, wiem dokładnie co miałem. Cały dzień rozglądałem się za kimś, jednak nie wiedziałem za kim. Dopiero kiedy po całym dniu położyłem się na łóżku, uświadomiłem sobie kilka rzeczy. Po pierwsze, jeśli kolejny kolet na obiad będzie taki jak tego dnia, to przerzucę się na wegetarianizm. Po drugie nie jadłem kolacji, jak zresztą zwykle. Po trzecie miałem odebrać coś w sekretariacie, ale zapomniałem. Po czwarte rozglądałem się za dziewczyną ze śniadania. No ładnie Miles. To jakimś czasie wegetowania, czyli tak optymalnie do ciszy nocnej, wyszedłem na korytarz. Miałem dokładnie obrany cel. Po zejściu na parter i przejściu kilkudziesięciu metrów znalazłem się w stróżówce. Sięgnąłem po krzesło i usiadłem obok całkiem dobrze wyglądającego mężczyzny w średnim wieku.
- Co? Chłopiec spać nie może? - zaśmiał się.
- Też mnie to kiedyś śmieszyło - dłoni przetarłem twarz.
- To co się dzieje?
- Oj panie Müller... - odparłem bardziej z niemieckim akcentem.
- Słyszałem już kiedyś to jęczenie - znał mnie już dobre kilkanaście lat. Właściwie to on mi powiedział o tej Akademii. Nie pamiętam jak dostał tutaj fuchę, ale wcześniej mieszkał w Niemczech. - Jak ona się nazywała? Madeleine... Maya...
- Mia - poprawiłem. - Ale to była dziewczyna na jedną noc.
- A coś się zmieniło?
- Nie...
- Nie?
- Nie - warknąłem.
- I to warknięcie utwierdza mnie w stwierdzeniu, że coś się zmieniło.
- Nie... po prostu dawno nie widziałem takich ładnych oczu...
- Jak ma na imię? - spojrzałem na niego. Nie lubię pytań... i właściwie... to nie wiedziałem. Cholera.
- Ja... nie wiem.
- Nie wiesz?
- Tak wyszło - wymamrotałem. - To wszystko przez panią Fitz.
- Pani Fitz po prostu cię nie zna. Nie rozumie. A ty ją od razu o zamach stanu chciałbyś oskarżyć.
- Kogoś trzeba - mruknąłem i bez pożegnania wyszedłem. Tak to jest z nim. Od zawsze był denerwujący i zadawał za dużo pytań. Nienawidzę pytań, bo czuję się wtedy jak na przesłuchaniu. Mijałem oddzielne wejście do kuchni, nie przez stołówkę, kiedy drzwi się raptowanie otworzyły, a ja odskoczyłem od nich, aby nie dostać nimi.
- Chcesz mnie za... - odwróciłem się i zobaczyłem tamtą dziewczynę ze stołówki. Fatum jakieś, cholera jasna?! - ...bić? Co ty tutaj właściwie robisz o tej porze?

Ariana?

BANNER

Nasz blog otrzymuje baner, zrobiony przez talon. Dziękuje ci jeszcze raz za to. Jest śliczny. Mam nadzieję, że wam również się spodoba i wstawicie go na swoje prezentacje, aby więcej członków przyszło.



A tutaj jest kod HTML
<a href=https://zapodaj.net/edf59a738a101.gif.html>6561sed9.gif</a>

Od Ariany CD Dylana

Widziałam pytanie w jego oczach. No na Belzebuba, przecież na pewno będziemy się widywać na korytarzu. Ale jego oczy wyrażały pytanie...czy będziemy sobie wtedy mówić "cześć" ? A co mi tam, nic nie mam do stracenia. Co najwyżej do zyskania.
Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka i skinęłam głową, na co on przywrócił oczami. Ale i tak widziałam ten lekki uśmiech, gdy się odwracał.
- Miles..dziwne imię - powiedziałam, gdy jego kroki ucichły na korytarzu.
- To nie imię, to jego przezwisko
- Demoniczna ksywka. Rozumiem - zaśmiałam się
Aha, więc nadal nie znam jego imienia. A głupio mi pytać panią Fitz...ale raz sie żyje. Już miałam na ustach pytanie, kiedy kobieta odezwała się pierwsza.
- Uważaj na tego chłopaka, coś jest z nim nie tak
Zmierzyłam starszą panią spojrzeniem, ale w jej oczach nie znalazłam stale tam przesiadujących wesołych iskierek, wręcz przeciwnie. Kryła się w nich chłodna powaga, która w pierwszym odruchu mnie przeraziła.
- No już, pij tą herbatę i zagryź ciasteczkami. Lekcje czekają. - zaśmiała się jak gdyby nigdy nic, mierzwiąc mi włosy.
***
Przez cały dzień nie mogłam się praktycznie na niczym skupić i zupełnie nie wiem, co było tego przyczyną. Jedyną pozytywną rzeczą dzisiaj było to, że Rorrey się do mnie przyznał na korytarzu. Ba, nawet mu odmachałam. Gdy w końcu rzuciłam książkami o ziemię w moim pokoju, stopy odmawiały mi posłuszeństwa. Jednak ból ręki zmusił mnie do wstania i podreptania do łazienki.
Pobyt tutaj jest jak luksusowe wakacje za milion dolarów. Poważnie, mogłabym spać w samej wannie i nie narzekać. Łazienka była absolutnie cudowna...a garberoba, ah! Ktoś mógłby w niej zamieszkać. Taki przepych nie był mi potrzebny, wszystko trzymałam w swoim pokoju. Rzeczy z garderoby pewnie przydadzą się na bale. Zaraz...jakie bale? Na żaden nie pójdę.
Pomału odwinęłam bandaż. No, źle to nie wygląda. Lekko bardziej biały ślad,  delikatne pęcherzyki. Dłoni nie stracę.

[Dyll?:-(]

Nowa

Blue Jackson

Od Dylana C.D. Ariany

Dziewczyna podreptała do kuchni, a ja westchnąłem i wróciłem do stolika. Zerknąłem w kubek, gdzie na dni znajdowały się jeszcze dwa łyki gorącej kawy. Była taka ciemna... dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że zauważyłem, że oczy tamtej dziewczyny miały podobny kolor. Takie ciemne, duże... Ładne... Wypiłem resztę napoju i trochę pogapiłem się w krajobraz za oknem. Miałem wrażenie, że zbiera się na burzę, a przeczucie co do pogody, to miałem akurat dobre. Spojrzałem na tacę z jedzeniem i na drzwi od kuchni. Chyba nie zamierzała wracać więc wstałem i to wszystko odniosłem. Zawahałem się trochę. W sumie to chciałem poznać jej imię. Wydawała się... słodka... Jak Rossy. Miałem w sumie nadzieję, że moja siostrzyczka także wyrośnie na taką ślicznotkę... Czy ja właśnie pomyślałem, że ta dziewczyna jest śliczna? Miles skup się. Ty masz tutaj dostać stypendium, oddać ja matce, masz być wzorem dla Rose, masz utrzymać honor rodziny w tej akademii, a nie uganiać się za jakąś dziewczyną... Zresztą to raczej za tobą się uganiają. Jednak zdecydowałem się zajrzeć do kuchni. Miękniesz Miles, aż szkoda patrzeć. Wślizgnąłem się za drzwi, a kilka metrów ode mnie siedziała na krześle ta sama dziewczyna. Odparłem się o ścianę obok drzwi.
- Nie podoba mi się to oparzenie - odparła kucharka.
- To samo mówiłem - kobieta spojrzała na mnie, a zaraz po nich odwróciła się dziewczyna.
- To ty Miles jesteś jej cudownym wybawicielem?
- A tak mnie nazwała, pani Fitz? - zainteresowałem się.
- Nie - odparła z wrednym uśmieszkiem kucharka, która tak naprawdę zdążyła mnie polubić.
- Szkoda - mruknąłem krzywiąc się.
- Podrywacz - odparła kobieta.
- I pani wierzy w to, co mówi? - prychnąłem.
- No nie... A co tam u siostrzyczki?
- Uczy się... - spuściłem głowę i patrzyłem na moje buty. - Chce żebym nauczył ją grać na gitarze... Odgraża się, że też przyjdzie tutaj do szkoły... Piszczy... jak to ośmiolatka - uśmiechnąłem się. Właściwie to dziwne, ale nie umiałem się uśmiechać bez pokazywania zębów, tak po prostu. Poczułem, na sobie czyjś wzrok. Taki intensywny, ciekawy. Podniosłem głowę, po czym napotkałem wzrok dziewczyny i uśmiech zniknął z mojej twarz, przygryzłem wewnętrzną stronę policzka. Cholera. Ładna jest. Może taka... dziecinna? Ale przyciągała mój wzrok.
- To ja... może lepiej pójdę... - wymamrotałem. - Twoją tacę odniosłem, ponieważ jakoś bardzo nie paliłaś się, żeby tam wrócić.
- A tak. Dzięki...
- Jakbym cię nie znała, to bym pomyślała, że się zawstydziłeś. Jednak wciąż jesteś zamkniętą książką...
- Tak jest prościej - mruknąłem.
- Chciałbyś, żeby tak było.
- Wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą...
- Słowa nazisty w ustach Niemca, ciekawe.
- Nieprawdaż? - prychnąłem. - W tym jednym miał trochę racji.
- Tak, tak...
- To... do zobaczenia? - właściwie to bardziej zapytałem o to dziewczyny, niż stwierdziłem.

Ariana?

Od Rorrey'a CD Ariany

Ku mojemu zdziwieniu Ariana okazała się być bardzo miłą i inteligentną osobą. Myślałem, że nie ma już takich ludzi na tym świecie. Jej uroda jest dość odmienna od innych dziewczyn tutaj. Ciemna karnacja, duże, ciemne oczy, pełne usta. Pochodzi pewnie z jakiegoś kraju z południa.
Sama rozmowa przebiegła naprawdę miło. Nie panowała cisza, która zazwyczaj towarzyszy przy każdym pierwszym spotkaniu.
-Musisz kiedyś udzielić mi lekcji grania na gitarze- powiedziała kończąc rozmowę.
-Z przyjemnością- powiedziałem kłaniając się, co najwyraźniej dziewczynę rozbawiło. Ruszyła w stronę klasy.
-A ty mi lekcji francuskiego- nawet nie wiem czy mnie usłyszała. I tak to spotkanie należało pewnie do pierwszych i ostatnich. Ariana pewnie ma mnóstwo znajomych oraz ciekawe życie towarzyskie, którego mi brakuje. Nie żebym ubolewał z tego powodu.
Dotarłem do klasy z dwudziestominutowym spóźnieniem.
-Przepraszam za spóźnienie. Nie mogłem znaleźć sali-powiedziałem wchodząc. Nauczyciel zmierzył mnie spojrzeniem. Nie był zadowolony z powodu mojego spóźnienia. Przez resztę lekcji kierował masę pytań w moją stronę. Musiał być bardzo rozczarowany tym, że znałem odpowiedź na każde z nich.
Kolejna, a zarazem ostatnia lekcja. Matematyka. Królowa nauk. Nie należała do moich ulubionych przedmiotów, ale nie miałem również o niej złego zdania. Tym udało mi się odnaleźć salę dość szybko.
Okazało się, że i w matematyce jestem dużo do przodu z materiałem.
Po szkole postanowiłem się trochę przejść. Miałem wiele czasu. Wstąpiłem do pobliskiego parku. Panowała tutaj cisza i spokój. Przynajmniej wiem gdzie będę spędzał większość swojego czasu. Chociaż biblioteka w akademii jest równie kuszącym miejscem. Nie było tutaj zbyt wielu ludzi. Można było tu przyjść i w spokoju samemu posiedzieć, pozwolić na kreatywne myślenie.
Po godzinie postanowiłem wrócić do akademika. Nie mogłem pozostać tutaj do końca mojego życia, chociaż było to całkiem kuszące.
Odłożyłem plecak i od razu siadłem do książek. Francuski sam się nie nadrobi. Z początku dawałem sobie radę. Zapamiętywanie słów i wymowa była do zapamiętania. Gorzej szło mi już z gramatyką.
Straciłem poczucie czasu. Oderwałem się od książek dopiero wtedy, kiedy zaczęło się ściemniać. Spisałem ogromną ilość notatek, które mam nadzieje pomogą mi.
Zszedłem do jadalni na kolację. Postanowiłem, że dzisiejszy wieczór spędzę w tutejszej bibliotece. Z tego co widziałem byłą dosyć spora, więc na pewno coś się znajdzie dla zabicia czasu. Wziąłem pierwszy lepszy posiłek, który wpadł mi w ręce. I tak wszystko tutaj wyglądało smacznie. Z przemyśleń wyrwał mnie znajomy głos. Ariana usiadła naprzeciwko mnie z tacą pełną jedzenia. Wywołało to u mnie wielki uśmiech. I kto by pomyślał. Kolejne spotkanie z nową znajomą. Tuż po naszym poprzednim spotkaniu myślałem, że jest ono naszym ostatnim.
-Widzę, że musisz być wyjątkową głodna- powiedziałem zabierając się za swój posiłek.

Ariana?

Od Ariany CD Dylana

Czy ja zawsze muszę zwracać uwagę na siebie wtedy, kiedy akurat nie chcę? Spóźniona na matmę, wylana kawa...cóż za piękne pierwsze dni w tej szkole. A tak kułam, żeby się tu dostać...Akademia Smoków. Akademia Fajtłap z imieniem Ariana. Ale ja, jak to ja, zwyczajnie pogodziłam się z tym stanem rzeczy. Jak zwykle jestem bardziej zrezygnowana, niż zła. I pewnie gdyby nie ten chłopak, wylałabym na siebie wszystko i doprawiła kanapkami z tacy.
- Wytrzyj sobie dłoń i od razu idź polej to letnią wodą - zabrał mi z drugiej ręki tacę z jedzeniem.
Dzięki gościu, znając moje szczęście zaraz to bym na siebie wyrzuciła.
- Ja...dziękuję, czasem tak mam - wymamrotałam.
- Nic nie poradzisz na to, że ludzie zostawiają na środku krzesła nie myśląc o innych - rzucił, odwracając się do swojego stolika i kładąc tam trzymane rzeczy - Leć z tą ręką do wody, bo ci bąble wyskoczą.
Cudnie. Teraz jeszcze będę musiała z nim usiąść. I będzie patrzył, jak dławię się kanapką, później mnie uratuje i będę miała u niego podwójny dług.
- A tak nie wyskoczą?
- Tego nie powiedziałem, ale powinny być mniejsze - przewrócił dziwnie oczami.
W sumie ogólnie miał dziwne oczy, takie koloru Morza Tyrreńskiego...a może Oceanu Spokojnego? A może Niespokojnego? Złote obwódki wyglądały jak piaszczyste plaże nad...
- Jeśli będziesz tak dalej stać, z twoją dłonią może nie być za ciekawie.
Otrząsnęłam się z zamyślenia i bez słowa poszłam w kierunku kuchni, sycząc po drodze z bólu.
- Co Ci się stało słoneczko? - usłyszałam znajomy głos.
Tak, z kucharką to już zdążyłam się zaprzyjaźnić. Podziela moją miłość do jedzenia.
- Nic takiego, pani Fitz...
Ale starsza kobiecina przerwała mi okrzykiem zgrozy. Szybko wsadziła moją dłoń pod kran, a z szafki wyjęła bandaże. Sprawnie posmarowała mi czymś oślizgłym dłoń i zawinęła.
- Zaraz przyniosę Ci herbatę, siedź spokojnie
Zrezygnowana opadłam na krzesło.
- Tylko nie wrzątek, błagam - jęknęłam
Przez chwilę, w której zostałam sama, pomyślałam o tym chłopaku...nawet nie wiem, jak się nazywa. I tam zostało moje śniadanie! Ale ostatnie, czego teraz pragnę, to wrócić tam...po zrobieniu z siebie takiego pośmiewiska. No way.



[Dyluś?C:]

Od Ariany CD Rorrey'a

Śpieszyłam się właśnie na matematykę...mój ulubiony przedmiot. Gdybym wypowiedziała to na głos, moje słowa przeciekałyby ironią. Mam jakieś dwie minuty, żeby dojść do sali...pytanie brzmi: Gdzie ona do cholery jest? A na korytarzu pustki. Próbowałam odtworzyć w głowie mapę tego miejsca, kiedy jakaś siła wyrzuciła mi wszystkie książki z rąk. Jedna nieszczęśliwie uderzyła mnie rogiem w stopę, na której miałam jedynie w pośpiechu założone baleriny. Z trudem powstrzymałam ciskające mi się na usta przekleństwo. Chłopak, który był współwinny temu zdarzeniu, od razu kucnął zbierając książki.
-Bardzo przepraszam. Jestem tutaj nowy i nie za bardzo znam się na rozkładzie sal w tej szkole- powiedział, wstając z rękami pełnymi książek. Teraz dopiero spojrzałam na twarz nieznajomego. Ta sama twarz którą zobaczyłam wchodząc dzisiaj do jadalni...hm.
-Te książki są naprawdę ciężkie. Może ci pomóc? - zapytał
Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że powinnam była coś powiedzieć. Słabo narobić sobie wrogów już pierwszego dnia w nowej szkole.
- Nie, dziękuję...pewnie musisz iść na zajęcia. I przepraszam, też nie za bardzo wiem, co gdzie tu jest i akurat próbowałam sobie przypomnieć, gdzie jest sala od matmy - zaśmiałam się
- Tak się składa, że dopiero co miałem ostatnią lekcję. Możemy poszukać tej sali od matmy razem.
Oh, czyli musi być w klasie B. Przejrzałam mu się badawczo, zgadując ile ma lat.
Chłopak udał chyba, że nie widzi mojego odrobinę niestosownego spojrzenia i ruszył korytrzem. Dotrzymywałam mu kroku, cały czas rozmawialiśmy.
- W sumie to cześć, Rorrey jestem. Ale mów mi Roy - podał mi przyjaźnie dłoń.
Zawahałam się. Nie bądź głupia Ariano, tylko musisz lekko uścisnąć jego dłoń. Normalni ludzie tak robią.
- Ariana
Delikatnie uścisnęłam jego dłoń. Miał o wiele większą rękę ode mnie, więc w sumie uścisnęłam tylko jego palce, które były przyjemnie ciepłe. Z miejsca poczułam sympatię do Rorrey'a, co normalnie mi się nie zdarza. Bądź co bądź, nie oszukujmy się...ludzie to zwierzęta stadne. Potrzebują drugiego człowieka i kontaktymu z nim, nawet takie zamknięte w sobie odludki jak ja. Ale przysięgam, że jeśli będzie mnie ciągał na imprezy do klubu, to zabarykaduję się w pokoju.
Dowiedziałam się, że chłopak lubi muzykę. No, przynajmniej mamy wspólne zainteresowania. Nie może być tak źle.
Stanęliśmy przed salą numer 67, z wygrawerowanym na tabliczce napisem SALA MATEMATYCZNA.
- Musisz kiedyś udzielić mi lekcji grania na gitarze.
- Z przyjemnością - skłonił się lekko, chowając jedną dłoń za plecy.
No nie wierzę, jaki śmieszek. Mimowolnie uśmiechnąłam się do niego i odwróciłam, żeby wejść do klasy...ostro spóźniona o jakieś piętnaście minut.

[Rorrey?:)]

Od Dylana

Akademia... szkoła... cieszmy się... Wyszedłem dosyć wcześnie z pokoju. Zamykałem drzwi, kiedy ktoś obok również znalazł się na korytarzu. Nie jestem ciekawski, a ludzie dla mnie to w większości niepotrzebny ciężar, ponieważ mam za dużo problemów na jakiekolwiek zaangażowanie... Nie wiem jaka cholera mnie podkusiła, ale spojrzałem się w tamtą stronę i napotkałem tak bardzo znajomy wzrok.
- Dylan - uśmiechnął się. Czy ja wszędzie muszę go spotkać?
- Brooklyn - zdobyłem się na sztuczny uśmiech. Po naszej ostatniej wojnie przestałem ukrywać to, że nie potrafię z nim rozmawiać. Zresztą jakbym z kimkolwiek potrafił.
- Patrz jaki zbieg okoliczności, że mieszkamy akurat obok siebie - odparł.
- Cholernie interesujący, prawda? - prychnąłem. - No to do zobaczenia sąsiedzie.
- I teraz tak po prostu sobie pójdziesz? - zawołał za mną.
- Tak. Jak zwykle.
Niemal zbiegłem po tych durnych schodach. No ja rozumiem, on też może chodzić do tej szkoły, nie mam z tym problemu, ponieważ nauczyłem się akceptować ludzi, ale żeby mieszkał obok mnie? To już delikatna przesada. Rozejrzałem się po parterze. Właściwie to miałem tak gdzieś, gdzie co się znajduje, że nie wiedziałem dokąd teraz iść. Przewróciłem oczami. Skierowałem się w prawo. Tym razem również mój instynkt mnie nie zawiódł, ponieważ jakimś pięknym cudem doszedłem do stołówki. Było tutaj zaskakująco mało osób, jednak tłumaczyłem to sobie wczesną godziną. Tak właśnie wygląda życie, kiedy nie może się spać po nocach. Zgarnąłem dla siebie kubek gorącej czarnej kawy i powoli ruszyłem w stronę stolików, gdzie znalazłem jeden wolny. Był idealny, ponieważ stał przy oknach. Nic nie poradzę, że wolałem się patrzeć za okno niż na ludzi. Ludzie chodzili, wprowadzali chaos, a ja musiałem pomyśleć... Właściwie to czasem za dużo myślałem, ale zostawiłem w Berlinie matkę z siostrą. Nie mogłem przestać się o nie martwić. Moją spokojną delektację tego boskiego napoju, który powinni pić bogowie olimpijscy zamiast ambrozji, zakłócił jakiś huk. Odwróciłem się w stronę sali. Stolik ode mnie przechodziła niziutka dziewczyna, która widocznie zaczepiła o krzesło, a po chwili jej ręka się zachwiała wylewając z kubka część gorącego płynu. Dziewczyna syknęła pod wpływem wrzątku. W trzech krokach znalazłem się obok niej i zabrałem z  jednej jej ręki kubek, z kieszeni wygrzebałem chusteczki podałem jej.
- Wytrzyj sobie dłoń i od razu idź polej to letnią wodą - zabrałem z drugiej jej ręki tacę z jedzeniem.
- Ja... dziękuję, czasem tak mam - wymamrotała.
- Nic nie poradzisz na to, że ludzie zostawiają na środku krzesła nie myśląc o innych - rzuciłem odwracając się do mojego stolika i kładąc tam trzymane przeze mnie rzeczy dziewczyny. - Leć z tą ręką do wody, bo ci bąble wyskoczą.
- A tak nie wyskoczą?
- Tego nie powiedziałem, ale powinny być mniejsze - przewróciłem oczami, co za uparte stworzenie.

Ariana?

Od Rorrey'a

Poniedziałek. Dla jednych najgorszy dzień tygodnia. Piątek zbyt daleko a weekend już za sobą. Dla innych jest to dzień początku kolejnego produktywnego tygodnia. Poza tym lubię się uczyć. Świat jest ciekawym miejscem, a skoro na nim żyjemy to powinniśmy go poznawać. Rano obudziłem się tuż przed dźwiękiem budzika. Od zawsze byłem typem rannego ptaszka. Dzisiejszy dzień należy do tych bardziej wyjątkowych. Pierwszy dzień w akademii. Nowi ludzie, nauczyciele. Nie byłem tym wystraszony. Uwielbiam zmiany, a to jest właśnie jedna z nich. I tak nie miałem zamiaru zawierać tutaj jakiś przyjaźnij. Przyjaźń jest dla mnie czymś przelotnym. Za kilka lat drogi się rozchodzą, a ty znajdujesz kolejną osobę, którą nazywasz swoim najlepszym przyjacielem. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i zszedłem na dół do jadalni. Po drodze mijałem wiele interesujących pomieszczeń. Studnio muzyczne, siłownia, sala akrobatyczne. Cały ten budynek wyglądał bardziej, jak kilku gwiazdkowy hotel, a nie akademik. O dziwo w jadalni były pustki. Czyżbym wstawał za wcześnie, czy może zbyt późno? Po skończonym posiłku skierowałem się w stronę pokoju. Kiedy wychodziłem jadalni, minąłem się z kilkoma osobami. Czyli jednak wstaję zbyt wcześnie. Z jedną dziewczyną nawiązałem chwilowy kontakt wzrokowy, na co zareagowałem uśmiechem. Zabrałem książki. Co mnie najbardziej zdziwiło to to, że dzisiaj mam tylko trzy lekcje. W Irlandii, w domu dziecka mieliśmy ich po siedem, osiem. Francuzki zleciał szybko. Powiem szczerze, że nigdy nie miałem styczności z tym językiem, więc mam ogromne braki. Przynajmniej będę miał co robić w wolnym czasie. Chociaż obawiam się, że samemu nie dam rady nadrobić tyle materiału. Jak to mawiał mój opiekun „Do odważnych świat należy”. Kolejny był angielski. Nigdy nie miałem z nim problemu. Uczenie się go sprawia mi dużo przyjemności. Pogrążony w swoich przemyśleniach, zmierzając w stronę sali nie zwróciłem uwagi na dziewczynę, która szła w moją stronę. Zagapiony w podłogę szturchnąłem ją ramieniem, wytracając z jej rąk wszystkie książki. Dziewczyna zachwiała się na nogach. Od razu kucnąłem zbierając książki.
-Bardzo przepraszam. Jestem tutaj nowy i nie za bardzo znam się na rozkładzie sal w tej szkole- powiedziałem wstając z rękami pełnymi książek. Teraz dopiero spojrzałem na twarz nieznajomej. Ta sama twarz którą zobaczyłem wychodząc dzisiaj z jadalni. Dziwaczny zbieg okoliczności. Książki dziewczyny były dosyć ciężkie.
-Te książki są naprawdę ciężkie. Może ci pomóc?- zapytałem

Ariana?

Nowy

Rorrey Simmons

Od Dawida

- Ach... Jak ja nie lubię poniedziałków - pomyślałem, gdy otworzyłem oczy
Wyłączyłem budzik i wstałem z łóżka. Od razu skierowałem się do łazienki, aby wziąć prysznic. Po umyciu się wyszedłem z łazienki z ręcznikiem który był otoczony wokół mych bioder. Skierowałem się do swojej garderoby. Tam nałożyłem zwykłe czarne spodnie oraz niebiesko-białą koszulkę. Wróciłem do swojego pokoju. Nałożyłem plecak na swoje plecy i wyszedłem z pokoju zamykając drzwi.  Pierwszy miałem francuski, więc zbytnio nie musiałem się śpieszyć, aczkolwiek siedziałem w ławce 10 minut przed dzwonkiem. Po tych 10 minutach wszyscy byli w klasie, oprócz mojego braciszka. Po chwili jednak wpadł do klasy jak tornado. Zacząłem się z niego śmiać.
- Wow zdążyłeś jednak - zaśmiałem się gdy usiadł za mną w ławce.
- Jak widać - powiedział
W końcu weszła nauczycielka, a za nią dziewczyna.
- Szlak.. - powiedział cicho od razu się do niego odwróciłem.
- Co jest ? - zaśmiałem się patrząc na jego minę
- Laska, którą dzisiaj potrąciłem - odparł
Ja jedynie się zaśmiałem i odwróciłem się w stronę tablicy. Lekcja jak zawsze szybko upłynęła. Gdy usłyszałem dzwonek wyszedłem na korytarz. Wyjąłem telefon i zacząłem coś patrzeć. Nagle.. Poczułem jak ktoś we mnie wpada. Ja oczywiście zachowałem równowagę, nie to co osoba, która we mnie wpadła. Ta oto osoba była dziewczyną. Wokół nas było pełno kartek.
- Uważaj jak chodzisz - powiedziałem
- Ty też byś uważał - zwróciła mi uwagę
- To nie wpadłem na ciebie, tylko ty na mnie - odparłem - Widocznie jestem przyciągający - zaśmiałem się - Daj pomogę ci wstać - zaproponowałem podając jej dłoń.
Dziewczyno?

środa, 28 czerwca 2017

Nowy

Dylan Matthias Mortensen

Nowa

Ariana Elizabeth Sheeran

Od Brooklyna

Bo często robię fajne refreny
Wkurwiam tu wszystkich i to się nie zmieni
Zobacz, jak robię kawałek o fajach
Nie mieszczę się w ramy no to się odpalam
Track jest o fajach to o czym on jest?
O polskich rapach, czy pace LD?
Bo za to drugie to płacę co dzień
A to pierwsze mi lata, bo lata jest wstecz....

Gdy usłyszałem swój budzik od niechcenia otworzyłem oczy i go wyłączyłem. Spojrzałem która godzina.
- Kurwa! - Obudziłem się od razu - Jak to już 7:40! Znowu się spóźnię!
Szybko zeskoczyłem z łóżka na równe nogi i zacząłem się ubierać. Założyłem szybko plecak na plecy, buty na stopy i włożyłem swój telefon do kieszeni. Wyszedłem z pokoju. Szedłem, a raczej biegłem na lekcje.
- "Dobra jeszcze ten zakręt i będę" - pomyślałem
Zza zakrętu wyłoniła się osoba na którą wpadłem bez mniejszego trudu. 
- Uważaj jak biegniesz! - krzyknęła osoba na której leżałem, cóż niezbyt komfortowe położenie.
- Sorry... Biegnę na lekcje - mruknąłem
Szybko wstałem i podałem jej rękę, aby również wstała. Pobiegłem dalej. Jest! Zdążyłem! Wszedłem do sali i usiadłem w mojej ławce. Nauczycielki jeszcze nie było. Mój brat, który siedział przede mną śmiał się ze mnie,
- Wow zdążyłeś jednak - zaśmiał się 
- Jak widać - powiedziałem 
W końcu weszła nauczycielka, a za nią dziewczynę, którą potraciłem..
- Szlak.. - powiedziałem cicho 
Oczywiście mój brat od razu to posłyszał...
- Co jest ? - zaśmiał się 
- Laska, którą dzisiaj potrąciłem - mrukłem
Angelika? Ktoś?

Nowa

 Anninka Hautamäki

Obserwatorzy