Cichutko przekradałam się korytarzami akademika. Cholera, dlaczego musiałam zapomnieć tej cholernie maści? Żadne drzwi nawet nie zaskrzypiały. Przesuwałam się w martwych punktach nielicznych kamer. W sumie było chyba tylko kilka na cały budynek, raczej byliśmy obdarzeni zaufaniem. Co innego na zewnątrz...pewnie nawet w krzakach przed bramą mają monitoring. Wejście do kuchni "od kuchni". Dzięki znajomości z panią Fitz szybko odnalazłam to, czego było mi trzeba. Zabrałam tubkę i znów ruszyłam z powrotem do pokoju.
- Chcesz mnie za... - usłyszałam nagle dość znajomy głos - ...bić? Co ty tutaj właściwie robisz o tej porze?
Spojrzenie granatowych oczu w świetle latarnii przy drodze mierzyło mnie oskarżycielsko. Ale nie straciłam fasonu.
- Nie mogłam spać i...czegoś stąd zapomniałam. Nie powinno Cię to chyba interesować - powiedziałam wesołym tonem
- Aha - mruknął
- A ty? - skrzyżowałam ręce na piersi, zapominając o poparzonej dłoni.
Z trudem powstrzymałam syknięcie, które cisnęło mi się na usta z bólu. Cholerna herbata.
- Czy to przesłuchanie?
- Ja powinnam zadać to pytanie.
Lekko mnie rozbawił tym wszystkim. Nigdy nie umiałam się zbytnio na nikogo gniewać...no, chyba że naprawdę mam powód. A na pewno nie są nim przekomarzanki w nocy o północy.
- A teraz pozwolisz, że już pójdę...- zaczęłam iść w kierunku pokojów
- Poczekaj - usłyszałam za sobą.
Nie musiałam się odwracać, po chwili usłyszałam jego kroki, które niemal całkowicie tłumiły drogie dywany.
- Nie wiem nawet, jak się nazywasz.
- Ty pierwszy.
- Hę?
- Też nie mam pojęcia, jak się nazywasz Miles - zaśmiałam się.
Kątem oka zauważyłam, jak pochyla głowę, uśmiechając się. Jego idealnie białe zęby odznaczały się w półmroku.
- Dylan, Dylan Mortensten.
- Ariana, ale karcąc się w myślach zazwyczaj mówię do siebie "Ari".
Nawet nie zauważyłam, kiedy rozmowa jakoś sama się potoczyła i wkrótce nie przemierzaliśmy korytarzy, tylko nieoświetloną, zapomnianą dróżkę nieopodal internatu. Tak, w nocy. Z jakimś kolesiem przed którym przestrzegała mnie pani Fitz. Cudnie. W co ja się pakuję?
- Ale nie zgwałcisz mnie i nie zostawisz w lesie? - zaśmiałam się
- Jeszcze nie wiem - odrzekł z tak śmiertelną powagą, że na moment stanęło mi serce.
No, jaki śmieszek z niego...albo pani Fitz miała rację. Odgoniłam od siebie te głupie myśli. Nie każdy facet to potencjalny gwałciciel. Niemal na głos roześmiałam się ze swoich durnych rozmyślań.
[Dyll?xD Odwala mi trochę już chyba]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz