- Dylan - uśmiechnął się. Czy ja wszędzie muszę go spotkać?
- Brooklyn - zdobyłem się na sztuczny uśmiech. Po naszej ostatniej wojnie przestałem ukrywać to, że nie potrafię z nim rozmawiać. Zresztą jakbym z kimkolwiek potrafił.
- Patrz jaki zbieg okoliczności, że mieszkamy akurat obok siebie - odparł.
- Cholernie interesujący, prawda? - prychnąłem. - No to do zobaczenia sąsiedzie.
- I teraz tak po prostu sobie pójdziesz? - zawołał za mną.
- Tak. Jak zwykle.
Niemal zbiegłem po tych durnych schodach. No ja rozumiem, on też może chodzić do tej szkoły, nie mam z tym problemu, ponieważ nauczyłem się akceptować ludzi, ale żeby mieszkał obok mnie? To już delikatna przesada. Rozejrzałem się po parterze. Właściwie to miałem tak gdzieś, gdzie co się znajduje, że nie wiedziałem dokąd teraz iść. Przewróciłem oczami. Skierowałem się w prawo. Tym razem również mój instynkt mnie nie zawiódł, ponieważ jakimś pięknym cudem doszedłem do stołówki. Było tutaj zaskakująco mało osób, jednak tłumaczyłem to sobie wczesną godziną. Tak właśnie wygląda życie, kiedy nie może się spać po nocach. Zgarnąłem dla siebie kubek gorącej czarnej kawy i powoli ruszyłem w stronę stolików, gdzie znalazłem jeden wolny. Był idealny, ponieważ stał przy oknach. Nic nie poradzę, że wolałem się patrzeć za okno niż na ludzi. Ludzie chodzili, wprowadzali chaos, a ja musiałem pomyśleć... Właściwie to czasem za dużo myślałem, ale zostawiłem w Berlinie matkę z siostrą. Nie mogłem przestać się o nie martwić. Moją spokojną delektację tego boskiego napoju, który powinni pić bogowie olimpijscy zamiast ambrozji, zakłócił jakiś huk. Odwróciłem się w stronę sali. Stolik ode mnie przechodziła niziutka dziewczyna, która widocznie zaczepiła o krzesło, a po chwili jej ręka się zachwiała wylewając z kubka część gorącego płynu. Dziewczyna syknęła pod wpływem wrzątku. W trzech krokach znalazłem się obok niej i zabrałem z jednej jej ręki kubek, z kieszeni wygrzebałem chusteczki podałem jej.
- Wytrzyj sobie dłoń i od razu idź polej to letnią wodą - zabrałem z drugiej jej ręki tacę z jedzeniem.
- Ja... dziękuję, czasem tak mam - wymamrotała.
- Nic nie poradzisz na to, że ludzie zostawiają na środku krzesła nie myśląc o innych - rzuciłem odwracając się do mojego stolika i kładąc tam trzymane przeze mnie rzeczy dziewczyny. - Leć z tą ręką do wody, bo ci bąble wyskoczą.
- A tak nie wyskoczą?
- Tego nie powiedziałem, ale powinny być mniejsze - przewróciłem oczami, co za uparte stworzenie.
Ariana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz