Śpieszyłam się właśnie na matematykę...mój ulubiony przedmiot. Gdybym wypowiedziała to na głos, moje słowa przeciekałyby ironią. Mam jakieś dwie minuty, żeby dojść do sali...pytanie brzmi: Gdzie ona do cholery jest? A na korytarzu pustki. Próbowałam odtworzyć w głowie mapę tego miejsca, kiedy jakaś siła wyrzuciła mi wszystkie książki z rąk. Jedna nieszczęśliwie uderzyła mnie rogiem w stopę, na której miałam jedynie w pośpiechu założone baleriny. Z trudem powstrzymałam ciskające mi się na usta przekleństwo. Chłopak, który był współwinny temu zdarzeniu, od razu kucnął zbierając książki.
-Bardzo przepraszam. Jestem tutaj nowy i nie za bardzo znam się na rozkładzie sal w tej szkole- powiedział, wstając z rękami pełnymi książek. Teraz dopiero spojrzałam na twarz nieznajomego. Ta sama twarz którą zobaczyłam wchodząc dzisiaj do jadalni...hm.
-Te książki są naprawdę ciężkie. Może ci pomóc? - zapytał
Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że powinnam była coś powiedzieć. Słabo narobić sobie wrogów już pierwszego dnia w nowej szkole.
- Nie, dziękuję...pewnie musisz iść na zajęcia. I przepraszam, też nie za bardzo wiem, co gdzie tu jest i akurat próbowałam sobie przypomnieć, gdzie jest sala od matmy - zaśmiałam się
- Tak się składa, że dopiero co miałem ostatnią lekcję. Możemy poszukać tej sali od matmy razem.
Oh, czyli musi być w klasie B. Przejrzałam mu się badawczo, zgadując ile ma lat.
Chłopak udał chyba, że nie widzi mojego odrobinę niestosownego spojrzenia i ruszył korytrzem. Dotrzymywałam mu kroku, cały czas rozmawialiśmy.
- W sumie to cześć, Rorrey jestem. Ale mów mi Roy - podał mi przyjaźnie dłoń.
Zawahałam się. Nie bądź głupia Ariano, tylko musisz lekko uścisnąć jego dłoń. Normalni ludzie tak robią.
- Ariana
Delikatnie uścisnęłam jego dłoń. Miał o wiele większą rękę ode mnie, więc w sumie uścisnęłam tylko jego palce, które były przyjemnie ciepłe. Z miejsca poczułam sympatię do Rorrey'a, co normalnie mi się nie zdarza. Bądź co bądź, nie oszukujmy się...ludzie to zwierzęta stadne. Potrzebują drugiego człowieka i kontaktymu z nim, nawet takie zamknięte w sobie odludki jak ja. Ale przysięgam, że jeśli będzie mnie ciągał na imprezy do klubu, to zabarykaduję się w pokoju.
Dowiedziałam się, że chłopak lubi muzykę. No, przynajmniej mamy wspólne zainteresowania. Nie może być tak źle.
Stanęliśmy przed salą numer 67, z wygrawerowanym na tabliczce napisem SALA MATEMATYCZNA.
- Musisz kiedyś udzielić mi lekcji grania na gitarze.
- Z przyjemnością - skłonił się lekko, chowając jedną dłoń za plecy.
No nie wierzę, jaki śmieszek. Mimowolnie uśmiechnąłam się do niego i odwróciłam, żeby wejść do klasy...ostro spóźniona o jakieś piętnaście minut.
[Rorrey?:)]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz