piątek, 30 czerwca 2017

Od Ariany CD Dylana

- Ja? Skąd. Zwyczajnie cię nie znam - zaśmiałam się.
Mimo, że taki ze mnie odludek, to jak już się rozkręcę, to potrafię się wpasować do każdego. Taki kameleon.
Mogłabym przysiąc, że znowu wywrócił tymi swoimi oczami. Dziwnie się czułam z tym człowiekiem...spotykamy się zaledwie drugi raz w życiu, a ja mam wrażenie, że znamy się od zawsze. Jakby...nie, to chore. Nie wierzę w reinkarnację i te sprawy. Śmiechu warte.
Wiele rzeczy da się naukowo wyjaśnić. No, oprócz mojego wrodzonego talentu do jazdy konnej, gdzie instruktorka była w szoku, że dwunastolatka z miejsca potrafiła sama galopować. I łatwość, z jaką przychodzi mi francuski...ah, gdyby magia istniała to wiele rzeczy byłoby łatwiejszych. Na przykład taka matematyka.
***
Chłopak odprowadził mnie pod same drzwi.
- Muszę się zamknąć na kluczyk, żeby mieć pewność, że mnie w nocy nie napadniesz? - zapytałam, pozornie bezpieczna już za progiem swojego pokoju.
Chłopak w dwóch krokach znalazł się przy drzwiach, blokując je stopą.
- Wejdę oknem - powiedział znów ze śmiertelną powagą, po czym wyszczerzył się, zabierając nogę.
***
Czwartek minął mi dość szybko. Tylko ostatnia lekcja się dłużyła...matma. Nauczyciel chyba się na mnie dosłownie uwziął. "Jakim cudem pani tu wylądowała, panno Sheeran?". A takim, że kiedy nie uczył mnie osioł, spokojnie miałam czwórkę. Teraz grozi mi chyba jedynka.
Zrezygnowana nie udałam się od razu do swojego pokoju, musiałam odsapnąć i wyrwać się od tego wszystkiego. Dlaczego już czwartego dnia wszystko mnie przytłacza?
Z oddali zobaczyłam wysokie drzewa. To musi być miejsce, w którym przedwczoraj byłam z tym chłopakiem...Dylanem. Od razu skierowałam tam swoje kroki.
Gdy wyszłam na niewielką polanę, która oświetlona była ciepłym słońcem, znów zachciało mi się żyć. Dla zabawy przechadzałam się między roślinami, zgadując ich nazwy. Przyłapałam się na tym, że wypowiadam je na głos.
- Gdybyś znała się tak na matematyce, życie nas obojga byłoby prostsze - mruknął mi ktoś tuż za plecami.
Błyskawicznie odwróciłam się, zamachując się prawym sierpowym na intruza. Mój cios został z łatwością sparowany.
- Spokojnie, to tylko ja...albo aż ja - granatowe oczy błysnęły wesoło.
- Nie strasz mnie tak, mało cię nie skasowałam.
Dylan wywrócił oczami. Przysięgam, że jeśli jeszcze raz to zrobi, to serio go skasuję.
- Mam być twoim korepetytorem z matmy
- Ż-Że co? - w pierwszym odruchu mnie zatkało
- Tak się składa, że ktoś tam widział nas na stołówce i stwierdził, że idealnie nadaję się do tej roboty - mruknął niezadowolony
- Ah - westchnęłam ze zrozumieniem - Więc nazmyślać profesorowi, że jesteś super nauczycielem i "radź sobie sama" taa?
Tylko przez chwilę liczyłam na to, że faktycznie mi pomoże przejść to piekło zwane matematyką.

[Dyll?:3 zaskocz mnie bejbe]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy