Dziewczyna podreptała do kuchni, a ja westchnąłem i wróciłem do stolika. Zerknąłem w kubek, gdzie na dni znajdowały się jeszcze dwa łyki gorącej kawy. Była taka ciemna... dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że zauważyłem, że oczy tamtej dziewczyny miały podobny kolor. Takie ciemne, duże... Ładne... Wypiłem resztę napoju i trochę pogapiłem się w krajobraz za oknem. Miałem wrażenie, że zbiera się na burzę, a przeczucie co do pogody, to miałem akurat dobre. Spojrzałem na tacę z jedzeniem i na drzwi od kuchni. Chyba nie zamierzała wracać więc wstałem i to wszystko odniosłem. Zawahałem się trochę. W sumie to chciałem poznać jej imię. Wydawała się... słodka... Jak Rossy. Miałem w sumie nadzieję, że moja siostrzyczka także wyrośnie na taką ślicznotkę... Czy ja właśnie pomyślałem, że ta dziewczyna jest śliczna? Miles skup się. Ty masz tutaj dostać stypendium, oddać ja matce, masz być wzorem dla Rose, masz utrzymać honor rodziny w tej akademii, a nie uganiać się za jakąś dziewczyną... Zresztą to raczej za tobą się uganiają. Jednak zdecydowałem się zajrzeć do kuchni. Miękniesz Miles, aż szkoda patrzeć. Wślizgnąłem się za drzwi, a kilka metrów ode mnie siedziała na krześle ta sama dziewczyna. Odparłem się o ścianę obok drzwi.
- Nie podoba mi się to oparzenie - odparła kucharka.
- To samo mówiłem - kobieta spojrzała na mnie, a zaraz po nich odwróciła się dziewczyna.
- To ty Miles jesteś jej cudownym wybawicielem?
- A tak mnie nazwała, pani Fitz? - zainteresowałem się.
- Nie - odparła z wrednym uśmieszkiem kucharka, która tak naprawdę zdążyła mnie polubić.
- Szkoda - mruknąłem krzywiąc się.
- Podrywacz - odparła kobieta.
- I pani wierzy w to, co mówi? - prychnąłem.
- No nie... A co tam u siostrzyczki?
- Uczy się... - spuściłem głowę i patrzyłem na moje buty. - Chce żebym nauczył ją grać na gitarze... Odgraża się, że też przyjdzie tutaj do szkoły... Piszczy... jak to ośmiolatka - uśmiechnąłem się. Właściwie to dziwne, ale nie umiałem się uśmiechać bez pokazywania zębów, tak po prostu. Poczułem, na sobie czyjś wzrok. Taki intensywny, ciekawy. Podniosłem głowę, po czym napotkałem wzrok dziewczyny i uśmiech zniknął z mojej twarz, przygryzłem wewnętrzną stronę policzka. Cholera. Ładna jest. Może taka... dziecinna? Ale przyciągała mój wzrok.
- To ja... może lepiej pójdę... - wymamrotałem. - Twoją tacę odniosłem, ponieważ jakoś bardzo nie paliłaś się, żeby tam wrócić.
- A tak. Dzięki...
- Jakbym cię nie znała, to bym pomyślała, że się zawstydziłeś. Jednak wciąż jesteś zamkniętą książką...
- Tak jest prościej - mruknąłem.
- Chciałbyś, żeby tak było.
- Wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą...
- Słowa nazisty w ustach Niemca, ciekawe.
- Nieprawdaż? - prychnąłem. - W tym jednym miał trochę racji.
- Tak, tak...
- To... do zobaczenia? - właściwie to bardziej zapytałem o to dziewczyny, niż stwierdziłem.
- Nie podoba mi się to oparzenie - odparła kucharka.
- To samo mówiłem - kobieta spojrzała na mnie, a zaraz po nich odwróciła się dziewczyna.
- To ty Miles jesteś jej cudownym wybawicielem?
- A tak mnie nazwała, pani Fitz? - zainteresowałem się.
- Nie - odparła z wrednym uśmieszkiem kucharka, która tak naprawdę zdążyła mnie polubić.
- Szkoda - mruknąłem krzywiąc się.
- Podrywacz - odparła kobieta.
- I pani wierzy w to, co mówi? - prychnąłem.
- No nie... A co tam u siostrzyczki?
- Uczy się... - spuściłem głowę i patrzyłem na moje buty. - Chce żebym nauczył ją grać na gitarze... Odgraża się, że też przyjdzie tutaj do szkoły... Piszczy... jak to ośmiolatka - uśmiechnąłem się. Właściwie to dziwne, ale nie umiałem się uśmiechać bez pokazywania zębów, tak po prostu. Poczułem, na sobie czyjś wzrok. Taki intensywny, ciekawy. Podniosłem głowę, po czym napotkałem wzrok dziewczyny i uśmiech zniknął z mojej twarz, przygryzłem wewnętrzną stronę policzka. Cholera. Ładna jest. Może taka... dziecinna? Ale przyciągała mój wzrok.
- To ja... może lepiej pójdę... - wymamrotałem. - Twoją tacę odniosłem, ponieważ jakoś bardzo nie paliłaś się, żeby tam wrócić.
- A tak. Dzięki...
- Jakbym cię nie znała, to bym pomyślała, że się zawstydziłeś. Jednak wciąż jesteś zamkniętą książką...
- Tak jest prościej - mruknąłem.
- Chciałbyś, żeby tak było.
- Wielokrotnie powtarzane kłamstwo staje się prawdą...
- Słowa nazisty w ustach Niemca, ciekawe.
- Nieprawdaż? - prychnąłem. - W tym jednym miał trochę racji.
- Tak, tak...
- To... do zobaczenia? - właściwie to bardziej zapytałem o to dziewczyny, niż stwierdziłem.
Ariana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz