poniedziałek, 10 lipca 2017

Od Angeliki CD Brooklyna

W końcu ten dzień się skończył. Byłam wykończona. Niby to tylko nauka i dopiero będę narzekać jak pójdę do pracy i będę musiała na siebie zarabiać. Tak, na razie pieniądze wysyłają mi rodzice. W zasadzie to ich o to nie prosiłam. Sami chcieli, a kiedy powiedziałam, że nie trzeba to nalegali, więc się w końcu zgodziłam. Przynajmniej niczego mi nie brakuje. Zaszłam do pokoju i od razu przywitała mnie Sharon, która była najwidoczniej głodna, ponieważ piszczała, a kiedy na nią patrzyłam to biegła po swoją miskę i mi ją przynosiła. Jest bardzo mądrym psem, jednak czasem się mnie nie słucha. Niby ma te trzy lata, ale w jej duszy drzemie jeszcze szczeniak. Wzięłam suchą karmę i wsypałam ją do miski suczki i poszłam do kuchni po wodę. Wyszłam i skierowałam się w stronę kuchni idąc wpadłam na kogoś, jednak na szczęście tym razem ta osoba nie przewróciła mnie jak poprzednia. Tylko nadepnęłam dla niej na nogę. Tak, dla niej, ponieważ była to dziewczyna. Poznałam po głosie kiedy krzyknęła z bólu.
- Oj przepraszam. - przerażona odsunęłam się
- Nie szkodzi. To też moja wina. - uśmiechnęła się i spojrzała na mnie
- Angelika Coley. - podałam jej rękę
- Anastazja Beckham. - uścisnęła moją dłoń. - Przepraszam, ale muszę już iść. Trochę się śpieszę. - ominęła mnie i poszła dalej.
- Okej. Pa. - krzyknęłam
- Do zobaczenia. - pomachała mi
Jakoś zazwyczaj nie jestem miła dla innych osób, ale Anastazja wydawała się przyjazna, a jednak wypadało także być miłym po tym jak nadepnęłam jej na stopę, a może to ona dla mnie? A z resztą to było nie ważne. Było, minęło. Nachyliłam się i wzięłam miskę z podłogi, która wcześniej tam wylądowała, ponieważ ją upuściłam. Dotarłam w końcu do miejsca, do którego miałam dotrzeć. Podeszłam do kranu i nalałam do niej zimnej wody. Zakręciłam i się odsunęłam razem z miską idąc pomału, aby nie wylać wszystkiego na siebie, albo jeszcze na kogoś. W końcu dotarłam do swojego pokoju. Weszłam i postawiłam przedmiot obok miski z jedzeniem, a raczej pustej, ponieważ Sharon wszystko już zjadła.
- Łakomczuch. - pogłaskałam suczkę po głowie.
Husky to niezwykłe psy. Są takie lojalne, inteligentne i przyjazne. Złapałam za smycz i wyszłam z nią z pokoju wychodząc przed akademie. Ufałam suczce i ona zazwyczaj daleko się nie oddalała i była na widoku. Odwróciłam się i wzięłam telefon z tylnej kieszeni, a kiedy znów byłam w tej samej pozycji zobaczyłam, że suczki przy mnie nie ma. Zaniepokoiłam się, ponieważ kiedy się rozejrzałam w ogóle jej nie dostrzegałam. Nagle zobaczyłam jakąś, sporą i nową szopę. Pomyślała, że ta ciekawska sunia tam poszła, a na dodatek drzwi były uchylone i z łatwością mogła tam się dostać. Podchodząc bliżej słyszałam z niej dziwne dźwięki.
Weszłam pomału i ujrzałam tam znajomego chłopaka, który majstruje coś przy motocyklu, a obok niego leżała Sharon, która na mnie spojrzała i ziewnęła oblizując po tym trochę czubka swojego nosa. Kiedy chłopak usłyszał dźwięki dochodzące za nim od razu się odwrócił i chyba chciał coś powiedzieć, jednak ja go wyprzedziłam.
- Ja przyszłam tylko po psa i nie przeszkadzam. - weszłam do szopy
Szczerze mówiąc byłam zdziwiona, że suczka tu przyszła, ponieważ zazwyczaj od obcych trzyma się z daleka i najpierw musi poznać tą osobę, aby jej zaufać.

Brooklyn? No patrz wystarczyło mieć tylko pomysł. Jest teraz ideolo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy