Zaciśnięte zęby? Spojrzałem na tego chłopaka... Rorrey'a, chyba... siedzącego obok niej. Gapił się to na nią to na mnie. Nie przepadam za konkurencją. No debil no! Jaka konkurencja! Ty przestań wreszcie o niej myśleć. Tylko jej pomagasz. To nie małżeństwo... nawet nie koleżeństwo. Jesteś śmieszny Dylan.
- Jasne, skoro chcesz - mruknąłem. Zerknąłem na niebo. - Byle tylko nie padało.
- Boisz się zmoknąć Miles? - wyszczerzyła się.
- Z moją skłonnością do zapalenia płuc... cholernie - spojrzałem jej w oczy. - To ja nie będę przeszkadzać...
- Nie ma w czym - odparła, kiedy tylko się ruszyłem.
- Odnoszę delikatnie inne wrażenie.
- Aż taki zazdrosny jesteś? - zapytała. Tak grasz? Proszę bardzo.
- Dobrze wiesz, że zawsze - zmierzyłem wzrokiem Rorrey'a, a później przeniosłem go na dziewczynę.
- Jesteś okropny - skrzyżowała ręce i wydęła usta jak małe dziecko.
- Co?! Liczyłem na coś w stylu, jesteś kochany Miles - odparłem poważnie, po czym się roześmiałem i po prostu poszedłem w swoją stronę. - Będę przy fontannie.
- Jasne, skoro chcesz - mruknąłem. Zerknąłem na niebo. - Byle tylko nie padało.
- Boisz się zmoknąć Miles? - wyszczerzyła się.
- Z moją skłonnością do zapalenia płuc... cholernie - spojrzałem jej w oczy. - To ja nie będę przeszkadzać...
- Nie ma w czym - odparła, kiedy tylko się ruszyłem.
- Odnoszę delikatnie inne wrażenie.
- Aż taki zazdrosny jesteś? - zapytała. Tak grasz? Proszę bardzo.
- Dobrze wiesz, że zawsze - zmierzyłem wzrokiem Rorrey'a, a później przeniosłem go na dziewczynę.
- Jesteś okropny - skrzyżowała ręce i wydęła usta jak małe dziecko.
- Co?! Liczyłem na coś w stylu, jesteś kochany Miles - odparłem poważnie, po czym się roześmiałem i po prostu poszedłem w swoją stronę. - Będę przy fontannie.
O szóstej czekałem na jednej z ławek obok chyba najbardziej charakterystycznego punktu całych tych ogrodów. Znudzony rozglądałem się wokoło, jednak na dłuższą chwilę zatrzymał go dopiero widok Ariany. Ładnie zaokrąglone biodra i szczupła talia, czyniły jej ciało pociągającym w pewnym sensie. Miles nie myśl o pożądaniu i seksie, to sprowadza kłopoty. Ona się nie zadowoli jedną nocą... Ty niech jej zadowalać tylko jednej nocy... Nie myśl, skup się na matematyce. Uśmiechnęła się, kiedy podeszła, po czym usiadła obok mnie.
- Gotowy? - zachichotała.
- A ty?
- Oczywiście - zaświergotała szukając odpowiedniego tematu w podręczniku.
- A takim razie ja też - mruknąłem.
- Ktoś tu widzę bez humoru? - zaśmiała się. Spojrzałem na nią, a kiedy to zauważyła, uśmiech zniknął z jej ust. Westchnąłem i zabrałem się za tłumaczenie teorii. Podobało mi się to, że słuchała tego, co mówiłem. Widać było, że w jej przypadku problem z matematyką to problem z nauczycielem, prawdopodobnie nie trafiały do niej jego słowa. Nie dziwiłem się temu zresztą, ponieważ ten nauczyciel był znany ze swojego chaotycznego prowadzenia lekcji. Praktycznie nie rozmawialiśmy, ograniczaliśmy się do krótkich zdań, rzucanych jakby od niechcenia. Nie pytała więcej, a ja nie zamierzałem wyjaśniać. W pewnym momencie zaproponowała, abyśmy przerobili dziś jeszcze jeden temat. Bez zbytnich namów zgodziłem się, ponieważ to znaczyło, że następnego dnia będę miał "wolne". Muszę się przyznać, że praktycznie cały czas się nią patrzyłem. Tak po prostu. Wędrowałem wzrokiem po jej skupionej twarzy, ledwo mogąc myśleć nad tym co do niej mówię. Przecież ja nie jestem zazdrosny. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nawet nie mam do tego prawa. Ona pewnie nawet nie pomyślała o tym, że mogłaby być moja. Nie zasługiwałem, żeby nawet się do mnie odzywała. Na nikogo nie zasługiwałem. Mojego okrucieństwa nawet anioł by nie zniósł, podobnie jak diabeł, a tym bardziej taka delikatna osoba. W pewnym momencie zapaliły się lampy, umożliwiając Arianie dalsze pisanie pomimo zapadającego wieczoru.
- Poczekaj, tutaj masz chyba błąd - wskazałem palcem, przez co przypadkowo musnąłem jej rękę. Była lodowata... Ariana zerknęła na mnie i poprawiła wynik. Po chwili zawiał delikatny, ale dość zimny wiatr, który po chwili ucichł, jednak tyle wystarczyło, aby dziewczyna cała zadrżała. Widząc to odłożyłem otwarty podręcznik na moje udo tak, żeby się nie zamknąć, zdjąłem moją bluzę, aby po chwili zarzucić ją na ramiona Ariany. Delikatnie sięgnąłem po jej włosy, zbierając je musnąłem jej szyję. Jeśli to mój pech, to proszę, niech on się nie skończy. Rozpuściłem jej włosy na bluzie. Dopiero wtedy zauważyłem, że ona w międzyczasie uniosła głowę i patrzyła na mnie. Spojrzałem w jej oczy, takie jednolite, czyste i piękne, jednak coś mi przeszkadzało... Po chwili zgarnąłem z jej twarzy kosmyk włosów i zatknąłem za ucho, po czym moja dłoń powędrowała po szyi na podbródek, gdzie mogłem kciukiem przesunąć po linii jej szczęki. Chciałbym, żebyś mnie choć trochę lubiła. Ty jedyna. Z całej tej cholernej Akademii. Chciałbym... Nagle jakbym obudził się ze snu, pomrugałem jak człowiek raptownie obudzony i odsunąłem się od niej.
- Przepraszam - odparłem cicho, a po chwili sięgnąłem po podręcznik, aby wlepić w niego wzrok.
- Gotowy? - zachichotała.
- A ty?
- Oczywiście - zaświergotała szukając odpowiedniego tematu w podręczniku.
- A takim razie ja też - mruknąłem.
- Ktoś tu widzę bez humoru? - zaśmiała się. Spojrzałem na nią, a kiedy to zauważyła, uśmiech zniknął z jej ust. Westchnąłem i zabrałem się za tłumaczenie teorii. Podobało mi się to, że słuchała tego, co mówiłem. Widać było, że w jej przypadku problem z matematyką to problem z nauczycielem, prawdopodobnie nie trafiały do niej jego słowa. Nie dziwiłem się temu zresztą, ponieważ ten nauczyciel był znany ze swojego chaotycznego prowadzenia lekcji. Praktycznie nie rozmawialiśmy, ograniczaliśmy się do krótkich zdań, rzucanych jakby od niechcenia. Nie pytała więcej, a ja nie zamierzałem wyjaśniać. W pewnym momencie zaproponowała, abyśmy przerobili dziś jeszcze jeden temat. Bez zbytnich namów zgodziłem się, ponieważ to znaczyło, że następnego dnia będę miał "wolne". Muszę się przyznać, że praktycznie cały czas się nią patrzyłem. Tak po prostu. Wędrowałem wzrokiem po jej skupionej twarzy, ledwo mogąc myśleć nad tym co do niej mówię. Przecież ja nie jestem zazdrosny. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nawet nie mam do tego prawa. Ona pewnie nawet nie pomyślała o tym, że mogłaby być moja. Nie zasługiwałem, żeby nawet się do mnie odzywała. Na nikogo nie zasługiwałem. Mojego okrucieństwa nawet anioł by nie zniósł, podobnie jak diabeł, a tym bardziej taka delikatna osoba. W pewnym momencie zapaliły się lampy, umożliwiając Arianie dalsze pisanie pomimo zapadającego wieczoru.
- Poczekaj, tutaj masz chyba błąd - wskazałem palcem, przez co przypadkowo musnąłem jej rękę. Była lodowata... Ariana zerknęła na mnie i poprawiła wynik. Po chwili zawiał delikatny, ale dość zimny wiatr, który po chwili ucichł, jednak tyle wystarczyło, aby dziewczyna cała zadrżała. Widząc to odłożyłem otwarty podręcznik na moje udo tak, żeby się nie zamknąć, zdjąłem moją bluzę, aby po chwili zarzucić ją na ramiona Ariany. Delikatnie sięgnąłem po jej włosy, zbierając je musnąłem jej szyję. Jeśli to mój pech, to proszę, niech on się nie skończy. Rozpuściłem jej włosy na bluzie. Dopiero wtedy zauważyłem, że ona w międzyczasie uniosła głowę i patrzyła na mnie. Spojrzałem w jej oczy, takie jednolite, czyste i piękne, jednak coś mi przeszkadzało... Po chwili zgarnąłem z jej twarzy kosmyk włosów i zatknąłem za ucho, po czym moja dłoń powędrowała po szyi na podbródek, gdzie mogłem kciukiem przesunąć po linii jej szczęki. Chciałbym, żebyś mnie choć trochę lubiła. Ty jedyna. Z całej tej cholernej Akademii. Chciałbym... Nagle jakbym obudził się ze snu, pomrugałem jak człowiek raptownie obudzony i odsunąłem się od niej.
- Przepraszam - odparłem cicho, a po chwili sięgnąłem po podręcznik, aby wlepić w niego wzrok.
Ariana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz